"Liam , Niall , Zayn , Louis , Harry - to nie są tylko imiona, to całe moje życie..."

środa, 23 maja 2012


Cz. 6 Z dedykacją dla Natalki Panczyszyn, ponieważ to ona miała napływ weny i znaczną część opowiadania wymyśliła. Komentujcie jak się podoba... < 3
Louis < 3 : p

Czas leciał nieubłaganie. Pierwszy raz od śmierci mamy byłam naprawdę kochana i szczęśliwa. Bawiliśmy się, wygłupialiśmy i śmialiśmy, lecz to wszystko przerwał mój telefon.
- Kto to ? - spytał zaciekawiony Lou.
- Nie wiem. zastrzeżony. - odowiedziałam, po czym odebrałam. - Tak, słucham ?
- Pani Rose Dalls?
- Tak. O co chodzi ?
- Tu komisarz Woolf z wydziału D-15. Dzwonię, aby poinformować panią, że znaleźliśmy pani ojca. Miał wypadek i zawieźliśmy go do szpitala na Tower Bridge...
- Co ?? Ale jak to miał wypadek?  Jak ?
- Prawdopodobnie wpadł w poślizg i uderzył w drzewo.
- To niemożliwe,- odparłam nie wierząc w to co słyszę. -  dziękuję za telefon.
Odłożyłam telefon, po czym zaczęłam płakać. Louis zbliżył się do mnie i mocno przytulił, chcęc mnie uspokoić dopytywał co się stało. Odpowiedziałąm mu tylko, że mój ojciec miał wypadek i jest w szpitalu. Zapytałam czy mógłby mnie tam zawieść, bo nie do końca wiem gdzie znajduję się ten szpital, on bez zastanowienia złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę samochodu. Kiedy dotarliśmy do szpitala pośpiesznie podbiegłam do doktora. Powiedział mi, że tato ma wstąs mózgu, połamane żebra i miał dużo szczęścia, że przeżył. Chciałam do niego wejść, ale lekarz zatrzymał mnie i powiedział, żeby teraz dać mu odrobinę spokoju. NIe miałam siły się kłócić i rzucać na ludzi, upadłam na kolana i zaniosłam się płaczem. Louis dopytał pracownika szpitala o kilka rzeczy w temacie zdrowia mojego ojca, po czym podszedł do mnie, pomógł mi wstać i usiedliśmy na krzesełkach. Po chwili Lou przyniósł mi koc i kawę, Nakrył mnie nim, a ja oparłam się głową o jego ramię i zamykając oczy zapadłam w sen.
Codziennie przez trzy miesiące odwiedziałam ojca w szpitalu, niestety on nadal był w śpiączce, a jego stan był krytyczny. Trzymałam go za ręke, mówiąc do niego, mając nadzieję, że może mnie usłyszy i się obudzi, ale to na nic. Pomijając sytuację w szpitalu, właśnie przez to zbliżyliśmy się z Louim do siebie, od tamtej pory jesteśmy parą, chodzę na jego koncerty i zaprzyjaźniłam się z chłopakami z zespołu. Oni też mnie polubili i gratlowali nam udanego związku, oraz życzyli szczęścia.  Przyszłam właśnie do szpitala kiedy nagle coś się stało. W klinice panował haos, lekarze zdenerwowani biegli na salę operacyjną później następni doktorzy z łóżkiem, na którym był mój tato. Podbiegam do nich i chwyciłam ojca za rękę. Ze łzami w oczach dopytywałam wszystkich co się dzieję, usłyszałam tylko.
- Tracimy go !!!
Zsunęłam się po ścianie, zwijając z rozpaczy. 10 minut później koło mnie był już Lou, siedział obok i przytulał gładząc mnie po włosach. Oparta o jego klatkę pierciową, nasłuchiwałam jego spokojnego bicia serca, niewierząc w to, że mój ojciec ... może umrzeć. Z sali wyszedł lekarz i ściągał rękawiczki. Zaczął niezręcznie.
- Przykro mi...
- Nie .! Niech pan powie, że to głupi żart.
- Niestety, naprawdę nam przykro, proszę pani. Nie udało nam się go uratować, W jego mózgu utworzył się krwiak, który doprowadził do wylewu wewnętrznego. Śmierć była prawie, że natychmiastowa. - oznajmił mi z pokorą, po czym odszedł.
Louis szybko wziął mnie w swoje ramiona nie dając mi nic powiedzieć. Wycedziłam tylko.
- On odszedł, straciłam go. Nie mam już nikogo, zostałam sama.
- Nie, Rose. Masz mnie, nigdy nie będziesz sama, rozumiesz ? Ja zawsze będę z tobą. Nie opuszczę cię!
Wierzyłam mu. Ufałam jak nikomu innemu. Oprócz tego, że był moim chłopakiem, zastępował mi również najbliższą przyjaciółkę.
Zbliżał się dzień pogrzebu, wszystko było zaplanowane. Później dowiedziałam się, że w ten sam dzień jeszcze ma się odbyć koncert chłopaków. Był on bardzo ważny dla Louisa i całego zespołu. Niestety to do mnie nie docierało.
- Obiecałeś mi! Mówiłeś, że mnie nie opuścisz, że zawsze będziesz ze mną, a kiedy najbardziej cię potrzebuję zostawiasz mnie, bo masz głupi koncert?
- No, ale zrozum. Ten występ jest dla nas bardzo ważny i dla mnie. No proszę cię Rose. Wybacz.
- Daj mi spokój !! - Zrozpaczona, wszystkim co wokół mnie się dzieję, odeszłam. To wszystko dzięję się za szybko, rok temu chowałam  kobietę, która nosiła mnie pod sercem , a już niedługo na zawsze pożegnam się z ojcem. W takim momencie mój chłopak mnie nie wspiera.
I nadszedł ten dzień, pogoda opisywała nastrój, szaro, deszczowo, zimno i ponuro. W całym mieście panował smutek. To chyba najgorszy dzień mojego życia.
Oczami Lou :
Nie chciałem jej zostawić z tym samej, zachowałem się egoista, koncert jest dla nas ważny, ale ... już sam nie wiedziałem co myśleć.
- Hej Louis .- usłyszałem. To był Niall. - Co ty tu robisz, nie powinieneś być teraz z Rose na pogrzebie jej ojca ?
- Tak powinienem, ale ten koncert przecież, tak na niego czekaliście, tak bardzo jest dla nas ważny.
- Ważniejszy od Rose ?
- Nie! No oczywiście, że nie jest, Rose to przecież najlepsze co mnie w życiu spotkało, ona jest dla mnie najważniejsza na świecie. - odpowiedziałem.
- To na co czekasz ?  Biegnij na ten pogrzeb i wspieraj swoje szczęście.
- Masz rację ! Dzięki chłopaki, Powodzenia, połamania nóg. - Pożegnałem się z nimi i czym prędzej ruszyłem na cmentarz. Po drodze szybko w stąpiłem do domu i przebrałem się w czarny garnitur. Gdy dotarłem na miejsce poszukałem miejsca, gdzie mają pochować pana Ronn'a. Na szczęście znalazłem i zdążyłem...
Oczmi Rose :
To był dla mnie szok, gdy zobaczyłam w drzwiach mojego ukochanego, wrócił mnie wspierać mimo, że miał odbyć ważny koncert, później wywiady, autografy i to wszystko rzucił by być ze mną. Wtedy właśnie zobaczyłam jak bardzo mnie kocha. Podszedł do mnie, a ja go mocno przytuliłam, przez cały czas trzymał mnie za ręke, pogrzeb nie wydawał mi się taki straszny kiedy miałam przy sobie jedyną najbliższą mi osobę, czułam, że jednak nie jestem sama.
Po tygodniu czy dwóch, zamieszkałam z Louisem, bał się zostawić mnie samą w dużym domu, ja skończyłam szkołę i miałam więcej czasu dla nas. Żeby nie myśleć o ojcu znalazłam sobie zajęcie, a mianowicie... Gotowanie. Uczyłam się i szkoliłamprzez rok przez co coraz lepiej mi to wychodziło , mogłam przygotowywać obiady dla naszej dwójki. Następnego dnia, ponownie poszłam na praktyki pod koniec zajęć dostałam sms'a od Louisa. Treść była następująca :
" Kochanie, mam dla ciebie niespodziankę, wracaj szybko do domu. Kocham Cię. " - Byłam taka ciekawa co on znowu zgotuje. Sciągnęłam fartuszek, umyłam ręce, wzięłam torbę i ruszyłam do domu. Gdy dotarłam i byłam już pod drzwiami, przystanęłam na chwilę, wymyślając co to może być, nic nie wymyśliłam, ale napewno nie spodziewałam się tego co zobaczyłam. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Na podłodzę poukładane były świeczki i na schodach porozsypywane płatki róż. Wzruszona weszłam na górę zobaczyć co tam jest i zobaczyłam klęczącego Louisa. W ręku miał czerwone pudełeczko, otworzył je i w świetle zabłysnął kamień z pierścionka. To były OŚWIADCZYNY. Z wrażenia zastygłam z otwartą buzią, lecz po chwili otrząsnęłam się, a Louis zaczął.
- Rose, czy obdarzyłabyś mnie tym zaszczytem i wyszłabyś za mnie. - uśmiechnął się uroczo.
- No oczywiście, że tak. - rzuciłam mu się na szyję, a on pocałował mnie w czoło, potem w nos, aż odnalazł moję usta. Nasze namiętne pocałunki zaprowadziły nas do sypialni. Po tej upojnej nocy, wiedziałam, że Louis to ten jedyny, z którym chcę spędzić reszte życia.

Mam nadzieję, że się podobało, Natala chyba się nie gniewasz, że rozwinęłam i to nawet bardzo twój pomysł ?  : p
 Bardzo fajnie to wymyśliłaś. < 3
Komentujcie !!!  : **

1 komentarz:

  1. Oczywiście, że się nie gniwam! Wręcz przeciwnie! : )
    :**

    OdpowiedzUsuń