"Liam , Niall , Zayn , Louis , Harry - to nie są tylko imiona, to całe moje życie..."

poniedziałek, 28 maja 2012

cz. 7 : p


cz. 7 Louisek <3
A, więc miałam zostać panią Tomlinson, mój narzeczony zaprosił mnie na ich koncertw dniu następnym . Wybrałam jakieś fajne ciuchy, uczesałam się i umalowałam. Gdy nadszedł ten upragniony wieczór wyjrzałam przez okno zobaczyć czy już na mnie czekają i ujrzałam tą elegancką limuzynę i chłopaków stojących przed nią. Wyszłam z domu i przywitałam się z każdym buziakiem w policzek i zatrzymując się na Louisie odnalazłam jego usta w namiętnym pocałunku.  Lou otworzył mi drzwi samochodu i usiadł koło mnie, a zaraz  po nim wsiadła reszta zespołu. Oczywiście razem z nami był Paul - cudowny ochroniarz. Czas podczas jazdy minął świetnie wszyscy śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Chłopcy przed występem łyknęli po lampce szampana na rozluźnienie po czym troszkę sobie pośpiewali  "More Than This" i "One Thing". Byłam zszokowana za każdym razem jak śpiewali, byli genialni. Gdy znalieźliśmy się już na miejscu, chłopcy zaprowadzili mnie za kulisy, gdzie odbyli próbę. Dochodził czas koncertu, ludzie schodzili się grupami i stawali przed barierkami, zajmowali najlepsze miejsca. Już wychodzili na scenę, gdy Lou złapał mnie w pasie, spojrzał w oczy i rzekł.
-Życz nam powodzenia skarbie. - po czym pocałował mnie i poszedł na wyznaczone miejsce na scenie.  Uśmiechałam się przez pierwszą część koncertu, później nie było mi już tak do śmiechu. Było to tak, że gdy zakończyła się część 1 i chłopcy ogłosili, że nadszedł czas na przerwę za kulisami pojawiła się nieznajoma mi dziewczyna. Podeszła do Louisa, rozmawiała z nim, uśmiechała się do niego, myślałam, że to fanka, ale ku moim oczom ukazał się widok pocałunku. Ta dziewczyna go pocałowała ! Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Dziewczyna odchodząc od niego spojrzała na mnie i rzuciła mi zwycięski uśmiech. Byłam wściekła, gotowało się we mnie. Podbiegłam do Lou i zapytałam co to miało być. On mi tłumaczył, że to nic nie znaczyło, że liczę się tylko ja.
- Lou kto to do cholery jest ?!  - krzyczałam.
- Spokojnie, to moja była... Eleonor zerwaliśmy dawno temu, myślałem, że dała sobie już spokój. - Tłumaczył się.
- Skoro taka była to czemu się z tobą całowała co ?! - Nie mogłam przestać, byłam tak zazdrosna.
- Nie wiem. rzuciła się na mnie. Uwierz nie chciałem tego.
- Daj mi już dzisiaj spokój. Zanim kompletnie się pokłócimy. - Poszłam na kompromis.
- Dobrze, ale mówię prawdę. Kocham tylko Ciebie Rose. Nikogo więcej.
- Fajnie wiedzieć - powiedziałam,  po czym zakręciło mi się w głowie, wszystko tańczyło mi przed oczami, a już za chwilę leżałam na ziemi nieprzytomna. Obudziłam się już w domu w łóżku. Było jasno, więc stwierdziłam, że spałam całą noc. Wstałam z łóżka, z lekkimi trudnościami, zawroty głowy utrudniały płynne stawianie kroków, po chwili jednak było już lepiej. Zarzuciłam na siebie szlafrok i zeszłam na dół, a tam ujrzałam Louisa śpiącego na kanapie.  Na ten widok ze wzruszenia w moich oczach pojawiły się łzy. Był taki uroczy, spał na kanapie pewnie z powodu naszej wczorajszej sprzeczki. Po cichu przeszłam do kuchni i zaparzyłam sobie herbaty. Usiadłam na stołku przy blacie kuchennym i zajadałam się sucharkami z serkiem topionym. Kończyłam jeść i ujrzałam w drzwiach Louisa, uśmiechnęłam się na jego widok i zapytałam jak się czuję czy się wyspał. Odpowiedział mi, że to on powinien zapytać jak ja się czuję, opowiedział mi jeszcze co się wczoraj wydarzyło. Powiedział, że po tym jak zemdlałam zaniósł mnie do ich lekarza, usiadł koło mnie i patrzył mi w oczy nie mogąc powstrzymywać uśmiechu. Zabrał mnie do lekarza i po dokładnym badaniu poznał powód zemdlenia.
- Kochanie, ty jesteś w ciąży.  - Prawie wykrzyczał mi to w twarz, i zaraz już mnie przytulał.
- Co ? Ale jak ? - powiedziałam. - Zarz a czy nasze reakcje nie powinny być odwrotne. ? - zaśmiałam się, po czym zaczęłam .
- Kochanie ja jestem w ciąży. - mówiłam z radością.
- Co ? ale fajnie, będę tatą . Jej , nie mogę w to uwierzyć, nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy, odmieniłaś moje życie . Dziękuję ci za to.
- Ty nawet nie wiesz jak ty zmieniłeś moje życie. Nigdy nie spotkałam kogoś z kim byłam tak szczęśliwa jak z tobą.


No to na razie tyle, mam nadzieję, że się podoba. < 3 pozdrawiam xd : p

środa, 23 maja 2012


Cz. 6 Z dedykacją dla Natalki Panczyszyn, ponieważ to ona miała napływ weny i znaczną część opowiadania wymyśliła. Komentujcie jak się podoba... < 3
Louis < 3 : p

Czas leciał nieubłaganie. Pierwszy raz od śmierci mamy byłam naprawdę kochana i szczęśliwa. Bawiliśmy się, wygłupialiśmy i śmialiśmy, lecz to wszystko przerwał mój telefon.
- Kto to ? - spytał zaciekawiony Lou.
- Nie wiem. zastrzeżony. - odowiedziałam, po czym odebrałam. - Tak, słucham ?
- Pani Rose Dalls?
- Tak. O co chodzi ?
- Tu komisarz Woolf z wydziału D-15. Dzwonię, aby poinformować panią, że znaleźliśmy pani ojca. Miał wypadek i zawieźliśmy go do szpitala na Tower Bridge...
- Co ?? Ale jak to miał wypadek?  Jak ?
- Prawdopodobnie wpadł w poślizg i uderzył w drzewo.
- To niemożliwe,- odparłam nie wierząc w to co słyszę. -  dziękuję za telefon.
Odłożyłam telefon, po czym zaczęłam płakać. Louis zbliżył się do mnie i mocno przytulił, chcęc mnie uspokoić dopytywał co się stało. Odpowiedziałąm mu tylko, że mój ojciec miał wypadek i jest w szpitalu. Zapytałam czy mógłby mnie tam zawieść, bo nie do końca wiem gdzie znajduję się ten szpital, on bez zastanowienia złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę samochodu. Kiedy dotarliśmy do szpitala pośpiesznie podbiegłam do doktora. Powiedział mi, że tato ma wstąs mózgu, połamane żebra i miał dużo szczęścia, że przeżył. Chciałam do niego wejść, ale lekarz zatrzymał mnie i powiedział, żeby teraz dać mu odrobinę spokoju. NIe miałam siły się kłócić i rzucać na ludzi, upadłam na kolana i zaniosłam się płaczem. Louis dopytał pracownika szpitala o kilka rzeczy w temacie zdrowia mojego ojca, po czym podszedł do mnie, pomógł mi wstać i usiedliśmy na krzesełkach. Po chwili Lou przyniósł mi koc i kawę, Nakrył mnie nim, a ja oparłam się głową o jego ramię i zamykając oczy zapadłam w sen.
Codziennie przez trzy miesiące odwiedziałam ojca w szpitalu, niestety on nadal był w śpiączce, a jego stan był krytyczny. Trzymałam go za ręke, mówiąc do niego, mając nadzieję, że może mnie usłyszy i się obudzi, ale to na nic. Pomijając sytuację w szpitalu, właśnie przez to zbliżyliśmy się z Louim do siebie, od tamtej pory jesteśmy parą, chodzę na jego koncerty i zaprzyjaźniłam się z chłopakami z zespołu. Oni też mnie polubili i gratlowali nam udanego związku, oraz życzyli szczęścia.  Przyszłam właśnie do szpitala kiedy nagle coś się stało. W klinice panował haos, lekarze zdenerwowani biegli na salę operacyjną później następni doktorzy z łóżkiem, na którym był mój tato. Podbiegam do nich i chwyciłam ojca za rękę. Ze łzami w oczach dopytywałam wszystkich co się dzieję, usłyszałam tylko.
- Tracimy go !!!
Zsunęłam się po ścianie, zwijając z rozpaczy. 10 minut później koło mnie był już Lou, siedział obok i przytulał gładząc mnie po włosach. Oparta o jego klatkę pierciową, nasłuchiwałam jego spokojnego bicia serca, niewierząc w to, że mój ojciec ... może umrzeć. Z sali wyszedł lekarz i ściągał rękawiczki. Zaczął niezręcznie.
- Przykro mi...
- Nie .! Niech pan powie, że to głupi żart.
- Niestety, naprawdę nam przykro, proszę pani. Nie udało nam się go uratować, W jego mózgu utworzył się krwiak, który doprowadził do wylewu wewnętrznego. Śmierć była prawie, że natychmiastowa. - oznajmił mi z pokorą, po czym odszedł.
Louis szybko wziął mnie w swoje ramiona nie dając mi nic powiedzieć. Wycedziłam tylko.
- On odszedł, straciłam go. Nie mam już nikogo, zostałam sama.
- Nie, Rose. Masz mnie, nigdy nie będziesz sama, rozumiesz ? Ja zawsze będę z tobą. Nie opuszczę cię!
Wierzyłam mu. Ufałam jak nikomu innemu. Oprócz tego, że był moim chłopakiem, zastępował mi również najbliższą przyjaciółkę.
Zbliżał się dzień pogrzebu, wszystko było zaplanowane. Później dowiedziałam się, że w ten sam dzień jeszcze ma się odbyć koncert chłopaków. Był on bardzo ważny dla Louisa i całego zespołu. Niestety to do mnie nie docierało.
- Obiecałeś mi! Mówiłeś, że mnie nie opuścisz, że zawsze będziesz ze mną, a kiedy najbardziej cię potrzebuję zostawiasz mnie, bo masz głupi koncert?
- No, ale zrozum. Ten występ jest dla nas bardzo ważny i dla mnie. No proszę cię Rose. Wybacz.
- Daj mi spokój !! - Zrozpaczona, wszystkim co wokół mnie się dzieję, odeszłam. To wszystko dzięję się za szybko, rok temu chowałam  kobietę, która nosiła mnie pod sercem , a już niedługo na zawsze pożegnam się z ojcem. W takim momencie mój chłopak mnie nie wspiera.
I nadszedł ten dzień, pogoda opisywała nastrój, szaro, deszczowo, zimno i ponuro. W całym mieście panował smutek. To chyba najgorszy dzień mojego życia.
Oczami Lou :
Nie chciałem jej zostawić z tym samej, zachowałem się egoista, koncert jest dla nas ważny, ale ... już sam nie wiedziałem co myśleć.
- Hej Louis .- usłyszałem. To był Niall. - Co ty tu robisz, nie powinieneś być teraz z Rose na pogrzebie jej ojca ?
- Tak powinienem, ale ten koncert przecież, tak na niego czekaliście, tak bardzo jest dla nas ważny.
- Ważniejszy od Rose ?
- Nie! No oczywiście, że nie jest, Rose to przecież najlepsze co mnie w życiu spotkało, ona jest dla mnie najważniejsza na świecie. - odpowiedziałem.
- To na co czekasz ?  Biegnij na ten pogrzeb i wspieraj swoje szczęście.
- Masz rację ! Dzięki chłopaki, Powodzenia, połamania nóg. - Pożegnałem się z nimi i czym prędzej ruszyłem na cmentarz. Po drodze szybko w stąpiłem do domu i przebrałem się w czarny garnitur. Gdy dotarłem na miejsce poszukałem miejsca, gdzie mają pochować pana Ronn'a. Na szczęście znalazłem i zdążyłem...
Oczmi Rose :
To był dla mnie szok, gdy zobaczyłam w drzwiach mojego ukochanego, wrócił mnie wspierać mimo, że miał odbyć ważny koncert, później wywiady, autografy i to wszystko rzucił by być ze mną. Wtedy właśnie zobaczyłam jak bardzo mnie kocha. Podszedł do mnie, a ja go mocno przytuliłam, przez cały czas trzymał mnie za ręke, pogrzeb nie wydawał mi się taki straszny kiedy miałam przy sobie jedyną najbliższą mi osobę, czułam, że jednak nie jestem sama.
Po tygodniu czy dwóch, zamieszkałam z Louisem, bał się zostawić mnie samą w dużym domu, ja skończyłam szkołę i miałam więcej czasu dla nas. Żeby nie myśleć o ojcu znalazłam sobie zajęcie, a mianowicie... Gotowanie. Uczyłam się i szkoliłamprzez rok przez co coraz lepiej mi to wychodziło , mogłam przygotowywać obiady dla naszej dwójki. Następnego dnia, ponownie poszłam na praktyki pod koniec zajęć dostałam sms'a od Louisa. Treść była następująca :
" Kochanie, mam dla ciebie niespodziankę, wracaj szybko do domu. Kocham Cię. " - Byłam taka ciekawa co on znowu zgotuje. Sciągnęłam fartuszek, umyłam ręce, wzięłam torbę i ruszyłam do domu. Gdy dotarłam i byłam już pod drzwiami, przystanęłam na chwilę, wymyślając co to może być, nic nie wymyśliłam, ale napewno nie spodziewałam się tego co zobaczyłam. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Na podłodzę poukładane były świeczki i na schodach porozsypywane płatki róż. Wzruszona weszłam na górę zobaczyć co tam jest i zobaczyłam klęczącego Louisa. W ręku miał czerwone pudełeczko, otworzył je i w świetle zabłysnął kamień z pierścionka. To były OŚWIADCZYNY. Z wrażenia zastygłam z otwartą buzią, lecz po chwili otrząsnęłam się, a Louis zaczął.
- Rose, czy obdarzyłabyś mnie tym zaszczytem i wyszłabyś za mnie. - uśmiechnął się uroczo.
- No oczywiście, że tak. - rzuciłam mu się na szyję, a on pocałował mnie w czoło, potem w nos, aż odnalazł moję usta. Nasze namiętne pocałunki zaprowadziły nas do sypialni. Po tej upojnej nocy, wiedziałam, że Louis to ten jedyny, z którym chcę spędzić reszte życia.

Mam nadzieję, że się podobało, Natala chyba się nie gniewasz, że rozwinęłam i to nawet bardzo twój pomysł ?  : p
 Bardzo fajnie to wymyśliłaś. < 3
Komentujcie !!!  : **

wtorek, 22 maja 2012

Część 5 < 3 Louis : D


Bardzo proszę o komentarze !!! < 3
Cz. 5 Louis.  <3 : p

Oczami Rose :
Zadzwonił dzwonek i szybko wyszłam z klasy. Dzień w szkole nie byłby taki zły, gdyby nie Stephanie Ferro. Ona jest okrona, typ szkolnej królowej, chłopacy rzucają jej się do stóp, a ona każdego, bez skrupułów wykorzysta. Gdy wyszłam ze szkoły zobaczyłam Louisa. Jakie szczęście, że go, wtedy miałam. Skoczyłam mu w ramiona i wyznałam jak bardzo za nim tęskniłam.
- Jak w szkole śliczna ? - zapytał z uśmiechem.
- Aj, nawet nie pytaj. Lepiej powiedz jak się bawiłeś beze mnie. - zaczęłam zadziornie.
- Bez ciebie to żadna zabawa, mam pytanie.
- tak ?
- Mógłbym cię zaprosić dziś wieczorem na kolacje do restauracji  (nazwa)  ?
- Hym, no nie wiem.. - uśmiechnęłam się uroczo.
- No nie daj się prosić.- błagał, tak słodko wyglądał.
- Żartuję, oczywiście, że z tobą pójdę.
- Dziękuję, to chodź odprowadzę cię, i pójdę się przygotować. Dobrze ? - zapytał.
- Jasne. Chodź. - powiedziałam i złapałam go za rękę.
Gdy doszliśmy pod moją bramę, pożegnałam się z Lou , oświadczył mi że będzie tu czekał o 20.00. Poszłam, więc do pokoju i miałam zamiar się przyszykować, kiedy zobaczyłam na schodach ojca.
- Jak w szkole? Masz plany na dzisiaj ? - zapytał.
- W szkole w porządku. A mam idę na kolacje z ... przyjacielem.- odpowiedziałam nieco zażenowana sytuacją.
- Z Przyjacielem ? - spytał zaciekawiony.
- No , ja ci wszystko ...
- A masz już odpowiednią sukienkę ? - jak nie to zbieraj się jedziemy kupić coś gustownego.
- Serio ?
- No jasne, już zbieraj się.!
Nie mogłam w to uwierzyć, mój ojczulkek, który nie miał nigdy dla mnie czasu, nagle sam z siebie zaproponował, kupno nowej sukienki na randkę. Właśnie, bo chyba można nazwać to randką. Pojechaliśmy do sklepu z odzieżą, szperałam między wieszakami, półkami, przymierzałam, wszystkie typowanie przeze mnie były śliczne, ale idealna znalazła się na koniec. Czerwona, koronkowa sukienka midi , do połowy uda, z rękawem 3/4. Do tego dobrałam niebieską biżuterię i niebieskie szpilki, włosy, brąz loki opadały mi delikanie na ramiona. Wyglądałam ... pięknie. Po powrocie do domu, czekałam tylko na godzinę 20, gdy już dochodziła ta godzina, w moim brzuchu rozpętało się piekło, nerwy zżerały mnie od środka, wyszłam przed bramę i stanęłam w świetle latarni. Rozglądałam się dookoła i wypatrywałam Louisa. Nagle ktoś zaszedł mnie od tyłu i zasłopnił oczy.
- Hej śliczna, gotowa ?
- No hej przystojniaku, jasne, że jestem. - uśmiechnęłam się do niego, rzuciliśmy sobie zachwycone spojrzenia i ruszyliśmy w stronę restauracji. Kiedy już dotarliśmy na miejsce i zajęliśmy stolik, Lou zawołał kelnera i zamówił najlepsze dania. Zaczął rozmowę.
- No, więc chciałem z tobą poważnie porozmawiać.
- Słucham...
- Chciałem wiedzieć, czy to co dzisiaj mi powiedziałaś to prawda, to że mnie kochasz ?
- Tak Louis, to jest prawda. Kiedy cię poznałam, od razu pomyślałam, że jesteś zabawny, uroczy i słodki. Tylko ty, chyba jako jedny potrfisz mnie rozśmieszyć. - Powiedziałam , mu całkiem szczerze, po policzku zaczęły spływać mi łzy. Pewnie z nadmiaru emocji.
- Rose, dobrze wiesz, że czuję do ciebie to samo i chcę czegoś więcej niż przyjaźni. Dobrze się czuję w twoim owarzystwie i nie chcę cię stracić, dlatego muszę ci coś wyznać.
Zdziwiona, pomyślałam, że może ma dziewczynę czy, Bóg wie co jeszcze.
- Słuchaj, ja jestem członkiem zespołu One Direction. Nie wiem czy słyszałaś, pewnie nie, bo słuchasz innego rodzaju muzyki, ale nie chcę mieć przed tobą tajemnic. Dlatego u ciebie powiedziałem, że mam nadzieję, że wszystko czego się o mnie dowiesz nie zmieni twoich uczuć. Mimo tego wszyst...
Przerwałam mu. Przyciągnęłam do siebie i czule pocałowałam.
- Dziękuję ... - wyszeptałam mu do ucha. - Dziękuję, że powiedziałeś mi prawdę.


Przepraszam za wszystkie błędy, jakie występują w tym opowiadaniu. Część 6 postaram się napisać jak najszybciej.  Komentujcie i oceniajcie. < 3

niedziela, 20 maja 2012


Cz. 4 Louis <3 xD 
Świat stanął dla mnie w miejscu. W tej chwili liczył się tylko on, ale jednak rozum podpowiadał mi co innego. Oderwałam się z trudem od Louiego. On o nic nie pytając zaczął mnie przepraszać. Rzuciłam mu lekki uśmiech, na znak, że nic się takiego nie stało.
- Przepraszam  Louis, bardzo cię lubię i wiem, że ty też, ale sądzę, że musimy poczekać i lepiej się poznać.
- Jasne, rozumiem. Mam nadzieję, że mimo wszystkiego czego się kiedyś o mnie dowiesz nic nie zmieni… - uśmiechnął się z odrobiną ironii.
- No pewnie. Co to ma do rzeczy. – odwzajemniłam uśmiech. – Wiesz jesteś tutaj jedyną osobą, którą znam, czuję się przy tobie, szczęśliwa i za to ci dziękuję.
Przytuliłam go, po czym zaprosiłam go na spacer po parku. Tak mijały kolejne dni w tym mieście. Codziennie spotykałam się z Louisem i coraz bardziej się do siebie zbliżaliśmy, poznając swoje nowe cechy. Zostały 3 dni, później idę do szkoły. Niestety Lou już skończył szkołę, ale obiecał mi, że będzie mnie odprowadzał pod kwaterę szkoły. Jest to szkoła prywatna, duża, boję się reakcji ludzi na mnie, zazwyczaj nie przyjmuję się ciepło nowych uczniów. A co do Louisa, tak… Mamy wiele wspólnego, ale też dużo nas dzieli, a podobno przeciwności się przyciągają, więc się o to nie martwię.
Nadszedł ten dzień. Pierwszy dzień w nowej szkole. Louis przyszedł po mnie. Czekał o 7.30 pod bramą. Wyszłam do niego i pocałowaliśmy się w policzki.
- Boisz się ? – zapytał.
- Tak. Nawet nie wiesz jak bardzo. – odpowiedziałam mu szczerze.
- Nie bój się, chodziłem tu do szkoły, nauczyciele są w porządku, a co do uczniów no niestety nie wiem, bo wyszedłem stąd dość dawno. Nie martw się dasz sobie radę, ja w ciebie wierze. – uśmiechnął się do mnie pocieszająco. Przytuliłam go.
- Dziękuję Lou. Jesteś dla mnie wszystkim. Najlepszym przyjacielem. – wyznałam, a Louis posmutniał.
- Co się stało Louis ?
- Nie nic, przecież wiesz, że chciałbym być dla ciebie kimś więcej, niż tylko przyjacielem. Rozumiem doskonale, że potrzebujesz czasu, żeby to przemyśleć, ale zrozum, że mi naprawdę na tobie zależy.
- Rozumiem to, ale …
- Tak wiem. Za krótko się znam… - wymamrotał. – Ile muszę na ciebie czekać Rose.  Dzień, tydzień, miesiąc ?
- Nie wiem. Mogę ci powiedzieć tyle, że cię kocham. – po tych słowach po policzku spłynęła mi łza. Dokładnie nie wiem czy ze szczęścia, czy z wiedzy, że nie mogę być z nim, bo to jeszcze nie pora. Lou stał wpatrzony we mnie. Nie mógł pewnie uwierzyć, że wypowiedziałam te słowa. Spojrzałam na zegarek była już za 10 ósma. Louis musimy się spieszyć za 10 minut zacznie się lekcja. Wyrwałam go najwyraźniej z intensywnych myśli. Pobiegliśmy szybko w stronę szkoły. Szczęście  było po naszej stronie, zdążyliśmy. Ja weszłam do budynku, a Louis został i poszedł w stronę wyjścia z terenu szkolnego.

Oczami Lou:

Nie wierzyłem w to co powiedziała, jednocześnie wciąż byłem wstrząśnięty tymi słowami wypowiedzianymi przez kogoś, kto sprawiał, że byłem innym człowiekiem, a oprócz tego byłem tak szczęśliwy. Poszedłem do parku, usiadłem na najbliższej, wolnej ławce i pogrążyłem się w myślach. W głowie miałem tylko Rose, prześladowała każde moje wspomnienie, tylko ile ja mam jeszcze na nią czekać ? Co mam zrobić, aby zmieniła zdanie?  Czemu nie możemy już być razem? 
Wciąż męczyły mnie te same pytania.  Na rozmyśleniach spędziłem sporo czasu. Zerknąłem na zegarek i pośpiesznie wróciłem na szkolny dworek.  Zadzwonił dzwonek na przerwę …

Chcecie cz. 5  ?  xD i Jak się podoba  ? < 3

Cz. 3 Louis . < 3  : p
Weszłam , raczej doczłapałam się, ciężkim krokiem, po schodach do swojego pokoju. Stanęłam w progu i rozejrzałam się dookoła, po czym rzuciłam się na łóżko. Leżąc na plecach uśmiechałam się do sufitu, przywołując wspomnienia z dzisiejszego dnia. Marzyłam 20 minut, nie wytrzymałam usiadłam na brzegu dużego łoża i już za chwilę biegałam, skakałam, krzyczałam, rozrzucając w pokoju różne rzeczy. Zaraz uspokoiłam się i stanęłam jak wryta wpatrując się z uśmiechem w lustro na ścianie. Odgarnęłam włosy za ucho… -Chyba się zakochałam. Nie. To niemożliwe znam go dopiero od paru godzin. O matko ! jest ze mną nie dobrze. Zaczynam gadać do siebie …
Poszłam spać i zasnęłam zadziwiająco szybko. Śnił mi się. Ten jego zniewalający uśmiech, dowcipy, śmiałam się, byłam tam taka szczęśliwa. W jego towarzystwie czułam się bezpieczna, radosna. Czułam, że nasze osoby dopełniają się. Nigdy nie wierzyłam, że istnieje pokrewieństwo dusz. Aż do teraz …
Następnego ranka wstałam wcześnie. Spojrzałam na zegar. Była 8.30. Zsunęłam się z łóżka i wsunęłam na nogi moje puchate kapciuchy. Przetarłam rękami oczy i ruszyłam zaspanym krokiem w stronę łazienki. Chwyciłam pomarańczową szczoteczkę i nałożyłam na nią miętową pastę wybielającą. W sumie nie była mi potrzebna, bo zęby miałam w miarę białe, ale … Później przemyłam twarz i rozczesałam swoje brązowe włosy. Po każdym muśnięciu szczotką gęste loki opadały na ramiona. Po zakończeniu porannej toalety, poszłam do pokoju jakoś się ubrać. Otworzyłam szafę i wpatrywałam się w moją kolekcje ciuchów. Po dłuższej chwili namysłu wybrałam białą sukienkę do kolan, kontrastującą z moją opalenizną, Następnie przyszła pora, aby zasiąść do toaletki i zrobić sobie jakiś makijaż. Postanowiłam użyć złotego cienia wymieszanego z białym. Takie połączenie powiększyło mi trochę oczy i dopasowało się do karnacji i ubrania. Nałożyłam tusz do rzęs i podkreśliłam to wszystko kredką. Później został tylko błyszczyk i gotowe. Zeszłam na dół i przygotowałam sobie śniadanie. Hym trudno się dziwić. Ojca nie było w domu. Zostawił za to kartkę. *Jak miło* - pomyślałam. Treść była taka : „ Przepraszam księżniczko, że znowu nie ma mnie w domu, ale mam  mnóstwo pracy w biurze. Dobrze o tym wiesz. Zrób sobie coś do jedzenia, na stole zostawiłem ci pieniądze jakbyś chciała sobie iść na obiad. Wrócę dzisiaj późno. Nie czekaj na mnie. Kocham Cię. Tata.”  Tak jak zawsze. Zjadłam jajecznice i kromkę chleba. Nagle w domu rozległ się mój dzwonek telefonu… Zerwałam się szybko z krzesła i pobiegłam na górę po komórkę. Na całe szczęście zdążyłam. Na ekranie wyświetlił się numer nieznany. Odebrałam.
- Tak, słucham ?
- Hej Rose. Mówiłem, że zadzwonię.
- No wiem, wiem. I co kiedy chcesz się spotkać Carrot manie ? 
Chłopak zaśmiał się.
- Choćby teraz.
- teraz? Ale… No dobra i co, gdzie pójdziemy ?
- Do parku ? Do lasku ? Na plaże ? Na…
- Mam pomysł… - przerwałam mu. – Przyjdź do mnie co ?
- Do ciebie ?
- No, a co nie chcesz ? – zapytałam zdziwiona.
- Jasne, że chcę. Nawet bardzo. Już do ciebie biegnę. – rzucił lekko, ale wychwyciłam w jego głosie nutę powagi.
- Dobrze, będę na ciebie czekać. – Powiedziałam, po czym rozłączyłam się.
15 minut później usłyszałam dzwonek do drzwi. To był on. Zeszłam na dół i otworzyłam mu, wskazując gestem, żeby wszedł do środka. Lou posłuchał się mnie i ściągnął buty, po czym zaprowadziłam go do mojego pokoju. Siedliśmy na łóżku, a ja zapytałam.
- Masz jakieś pomysły co możemy robić ? – uśmiechnęłam się uroczo, odrzucając włosy do tyłu. 
- Hym no nie wiem. Ganianego ?
Zaczęłam się śmiać.
- żartujesz sobie ? Ganianego ? Ile my mamy lat ? – pytałam, a w moich oczach rozbłysła radość. Po chwili Lou uśmiechnął się, po czym dodał.
- I właśnie to lubię. Niespodziewane akcje takie jak ta. Ganianego. Nikt inny nie spodziewałby się po ludziach takich jak my, zabawy dla dzieci, ale właśnie to jest fajne. Ja wcale nie chcę dorosnąć. – Mówił z fascynacją.
- Widzę, że z ciebie taki chłopiec… Może dam ci lalki i pobawimy się w dom ? – zaśmiałam się, patrząc mu w oczy. Z naszych twarzy zeszły uśmieszki, a w oczach rozbłysnęły iskry. Nasze głowy zaczęły powoli się do siebie zbliżać, były coraz bliżej. Chwilę później jego usta musnęły lekko moje. Potem muskanie przerodziło się w namiętne pocałunki. Moje serce biło najszybciej jak mogło, dawało mi znaki, że tego potrzebuje, chcę, ale rozum podpowiadał mi, że jest na to za wcześnie…

Cz. 4 już nie długo. Przepraszam, że na tą trzeba było tyle czekać, ale jakoś nie było czasu, żeby ją napisać. Od dzisiaj jest zmienione także dodawanie komentarzy. Mogą dodawać je wszyscy bez wyjątków. Również ci którzy nie posiadają konta Google czy konta na bloggerze. Wystarczy zmienić „Komentarz jako : Anonimowy” i gotowe… Mam nadzieję, że opowiadanie się podobało  <3 Komentujcie !! :p 

poniedziałek, 14 maja 2012

Informacjee !!!! -.-'

Hej, mamy dla was prawdopodobnie złe  informacje.
Niestety nie będziemy już dodawać tak regularnie imaginów, ale będziemy się bardzo starać, ale to bardzo, aby były jak najczęściej i nie będziemy pisać w kolejności jaką podałyśmy na grafiku , będziemy pisały o tych chłopakach, na których będziemy miały wenę i, do których ten imagin będzie pasował.: p
Naprawdę, bardzo przepraszamy wszystkich naszych Czytelników.
Możecie dodać tutaj również komentarze na temat naszego bloga, czy trzeba coś zmienić w wyglądzie, bo zaczynam się zastanawiać, czy dobrze widać tekst. ; c
A oprócz tego, jeszcze raz , bardzo, bardzo, bardzo, bardzo i to bardzo przepraszamy Was wszystkich : p < 3

                                                                                                        Ioglaa   <3    Iga i Ola . <3

cz. 2 Louis < 3  : p

Kiedy dobiegliśmy już do restauracji, Louis zaproponował mi kolacje, zgodziłam się, bo byłam bardzo głodna. Weszliśmy do środka, co było dziwne wszyscy go tam znali. Usiedliśmy do stolika, który zajął chłopak. Zawołał kelnera i zamówił najlepsze danie, napoje i zapytał, czy pozwole mu na to, aby to on zajął się dzisiejszym wieczorem. Przytaknęłam i zaczęliśmy rozmawiać.
- A, więc skąd jesteś? - zapytał Lou.
- No ja jestem. yy no już stąd. - odpowiedziałam, niezgrabnie. Chłopak zaśmiał się, a ja ujrzałam w jego oczach dziwną iskierkę radości.
- Śmieszna jesteś wiesz ? - uśmiechnął się Tomo.
- Naprawdę?  Miło mi to słyszeć. - powiedziałam z dumą.
- Proszę bardzo. Mam do ciebie jeszcze takie małe pytanie. - powiedział.
- Tak ?
Chłopak zbliżył się do mnie, objął jedną ręką,i spojrzał w oczy, a ja głośno przełknęłam ślinę.
- Wiem, że dopiero co cię poznałem, ale muszę wiedzieć jedną rzecz Rose... Czy ty ... Lubisz marchewki ?
- Co proszę ? - roześmiałam się głośno, po czym lekko szturchnęłam go w ramię.
- No, ale ja naprawdę pytam. - uśmiechnął się uroczo, ten uśmiech sparaliżował moje ciało.
- No to w takim razie, jak tak bardzo chcesz wiedzieć o mojej diecie. Tak lubię marchewki. - odwzajemniłam jego uśmiech, a za chwilę podszedł kelner i przyniósł nam spaghetti i zapalił świecę.
- Ale romantycznie, nie prawda ? - zapytał z obniżonym głosem i uniesioną brwią Louis.
- Ależ oczywiście. Aż za bardzo. - zaśmiałam się, sięgnęłam po widelec i w tym momencie nasze dłonie zetknęły się, a oczy spotkały się. Szybko odsunęliśmy nasze ręce i zaczeliśmy się śmiać.  Po skończonej kolacji, Lou  odprowadził mnie do domu i powiedział.
- Bardzo miło spędziłem dzisiejszy wieczór, mam nadzieję, że  tobie również się podobało i będziesz miała ochotę to kiedyś powtórzyć, dlatego zapytam cię o twój numer i myślę, że z chęcią go dasz takiemu przystojniakowi jak ja.
- Długą przygotowałeś sobie tą przemowę  ? - zapytałam ze śmiechem.
- No myślałem, że dasz mi jeszcze z 10 minut. - roześmiał się chłopak.
- Jak, aż tak ci na mnie zależy... - odparłam.
- No, więc jak ? Mogę liczyć na twój numer ? - uśmiechnął się zabójczo, podpierając o ścianę.
- No cóż ... Daj telefon i ci go zapiszę, "przystojniaku" - zaśmiałam się cicho, a Louis wyciągając komórkę zapytał.
- Czyli nie jestem przystojny ? - Odgarnął włosy i  ukazał swoje białe zęby.
- Jesteś , jesteś. Tylko się tak z tobą droczę... - Odpowiedziałam rzucając lekki uśmieszek.  - Dobra już mój numer, na pewno mnie znajdziesz w kontaktach, czy jeszcze czegoś chcesz zanim ...
Nie dokończyłam, bo Lou mnie pocałował. Nie mogłam w to uwierzyć, czemu on to zrobił, ale jednocześnie czułam stan euforii. Czułam, że odpływam. Niewiadomo czemu odwzajemniłam pocałunek, ale po chwili oderwałam nasze usta od siebie i powiedziałam.
- Przepraszam, ale to chyba za wcześnie.  - wbiłam swój wzrok w ziemie
- Jasne, rozumiem i to ja przepraszam za moje głupie zachowanie. jeśli pozwolisz zadzwonie do ciebie jutro i może się umówimy ?
- Nie ma problemu. - uśmiechnęłam się, po czym odeszłam.

cz. 3 postaram się dać na jutro  XD  podoba się  ? <3